Nasza przygoda z podróżowaniem zaczęła się 11 lat temu. Ciężko mi uwierzyć, że tyle czasu upłynęło od pierwszego kilkudniowego wypadu do Amsterdamu, zwiedzania domu Rembrandta, domu, w którym w wczasie wojny ukrywała się rodzina Anny Frank, kupowania pamiątkowych drewniaków i cebulek tulipanów na straganie. Później był grudniowy Mediolan, urodzinowe wyjście na Dziadka do orzechów w La Scali i podziwianie ostatniej wieczerzy na ścianie koscioła Santa Maria della Grazie. Mieliśmy luksus w postaci czasu do rozdysponowania jak nam się żywnie podobało, czy oznaczało to chodzenie po Pirenejach w Andorze, czy kilkugodzinne przechadzanie się po Luwrze czy Muzeum Watykańskim. Mogliśmy robić rzeczy szalone i ekstremalnie męczące wiedząc, że wieczorem możemy walnąć się do łóżka i kamiennym nieprzerwanym snem przespać całą noc i odzyskać siły na kolejne przygody. Hmm brzmi jak marzenie prawda? Od kiedy pojawiła się Lilka rzecz jasna wszystko się zmieniło, i też zmienił się styl naszego podróżowania przez te osiem lat odkąd mamy dziecko. Pierwszy raz pojechaliśmy na wycieczkę w powiększonym składzie kiedy Lilka miała 9 miesięcy, przed sylwestrem polecieliśmy do Hiszpanii, zatrzymując się po parę dni w Maladze, Kordobie i Granadzie. I w sumie pierwsza myśl jaka mi się nasuwa, to że z niemowlakiem podróżuje się pod pewnym względem łatwiej niż z powiedzmy trzy, cztero czy nawet pięciolatkiem. Owszem, zmienianie pieluch w miejscach publicznych, niekoniecznie do tego przystosowanych, czy próby trafienia łyżką ze słoiczkową zupą do buzi w milisekundowych przerwach od wrzasków nudy i zniecierpliwienia podczas godzinnego stania w kolejce do zamku Alhambra, może wystawić na ciężką probę nerwy nawet najbardziej wyluzowanego i spokojnego rodzica. Ale ale, jak już z tymi przeszkodami się uporamy, to uwzględniając drzemki, posiłki i odpoczynki niemowlaka, można jeszcze zaryzykować stwierdzenie, że to my dorośli rządzimy planem podróży. No bo dziecko siup do wózka czy nosidła i możemy ruszać gdzie dusza zapragnie. A jak to wygląda ze starszakiem? Hmm raczej słusznie zakładając, że nie zapała on entuzjazmem do dzieł Boscha i Caravaggia na tyle silnym by spędzić przed obrazem więcej niż 3 sekundy (i to jednym obrazem moi drodzy, bynajmniej nie każdym jednym w 40 salach, które mieliście nadzieję zobaczyć), trzeba niestety pogodzić się z faktem, że czasy naszej rodzicielskiej władzy absolutnej się skończyły. Trzeba obrać strategię kompromisową, tak żeby mniejsi uczestnicy też byli choć po części zadowoleni, bo inaczej zrobią wszystko co w ich mocy żebyście zachodzili w głowę co też was podkusiło na ten szalony pomysł oddalenia się o więcej niż kilometr od domu, ulubionych zabawek i bajek, i to na dłużej niż kilka godzin. Poniżej kilka wskazówek ułatwiających życie podczas podróży miejskich i nie tylko:
1. Zwiedzanie miasta z dzieckiem to sztuka kompromisu i przy ustalaniu trasy pytamy też dziecko co chciałoby robić i jakie ma oczekiwania
To już nie te czasy kiedy można było w jeden dzień obskoczyć kilka muzeów, zatrzymując się tylko na kontemplacyjną latte w pobliskiej kawiarni, i jeszcze w drodze powrotnej zajrzeć do jednej czy dwóch katedr. Bierzemy pod uwagę potrzeby wszystkich podróżników i jeśli nie chcemy, żeby ci o krótszych nogach urządzili nam z wycieczki piekło, zatrzymujemy się na wszystkich napotkanych placach zabaw i przy straganach z badziewiem wszelkim. Warto ustalić zawczasu reguły, że będziemy robić to, co chce dziecko, ale ono też musi coś z siebie dać i pójść z rodzicami tam, gdzie może niekoniecznie ma ochotę. W ten sposób w trakcie całej wycieczki pewnie zwiedzicie mniej niż udałoby wam się to kiedyś, ale przynajmniej będzie to względnie przyjemne i nie tak drastyczne dla waszego układu nerwowego. Jeśli mimo wszystko wasze racjonalne argumenty odbijają się jak groch o ścianę, nie pozostaje nic innego jak uciec się do starego sprawdzonego przez wszystkich rodzicow sposobu czyli łapówki. Na lody zpójdziemy jak obejdziemy zamek, a wisiorek z Elsą kupimy jutro wieczorem, po całym dniu fascynujących spacerów – wilk syty i owca cała 🙂
2. Plan dnia nie może być za bardzo napięty
Trzeba mysleć realistycznie i rozłożyć zaplanowane atrakcje równomiernie w czasie, w każdym dniu przeznaczcie czas na obiad, odpoczynek, zabawę czy spacer. Jak wiadomo liczy się ilość a nie jakość więc nawet jeśli jesteście gdzieś bardzo krótko to chyba lepiej w spokoju i dogłębnie zwiedzić jedno miejsce, niż przelecieć pięć w oparach szaleństwa i przy akompaniamencie dzikich wrzasków, nic i tak nie rejestrując z mijanych eksponatów – strata nerwów i czasu.
3. Badźcie elastyczni i gotowi na odstępstwa od planu
Najcudowniejszy w dzieciach jest zachwyt zwykłymi rzeczami, na które my dorośli zupełnie nie zwrócilibyśmy uwagi, bo dla nas są powszednie i wcale nie interesujące. Ganianie za gołębiami, obserwowanie wróbli skaczących po chodniku i lampy zmieniającej kolory w galerii handlowej, plac zabaw napotkany po drodze, sklep z zabawkami, manufaktura czekoladek, pan grający na akordeonie, pan robiący mega duże bańki – poświęćcie na to czas, nawet dużo, spójrzcie na to wszystko oczami dziecka i dołączcie do niego w zachwycie, czyniąc te chwile magicznymi wspomnieniami z wycieczki 🙂


4. Dowiedzcie się jakie są pobliskie atrakcje dla dzieci
W każdym większym mieście europejskim można znaleźć muzea dla dzieci, czy choćby takie, których zbiory zainteresują dzieci. Muzea historii naturalnej są dobrym wyborem, dzieci z zapartym tchem będą oglądać wielkie krokodyle, słonie czy szkielety dinozaurów. W Wiedniu zapisaliśmy się na zajęcia z lepienia z gliny w muzeum dla dzieci Zoom i świetnie się bawiliśmy, zwłaszcza, że Lilka nigdy wcześniej nie lepiła w glinie, a było jej w dużej sali tony i trzeba bylo ubierać specjalne kombinezony. Warto sprawdzić czy w pobliżu nie ma jakiegoś parku wodnego czy parku rozrywki i przeznaczyć na to jeden dzień. Taki fun day sprawi, że dzieciaki będą zachwycone i bardziej skore do realizowania dalszego planu wycieczki (być może 🙂 )





5. Wybierzcie hotel z basenem
Nie ma nic lepszego niż po całym dniu zwiedzania zrelaksować się w basenie (a jeszcze lepiej w saunie czy jacuzzi, jeśli jest to spa), dziecko bedzie miało na co czekać i z pewnością perspektywa wieczornego pluskania się sprawi, że chodzenie będzie trochę bardziej znośne.
6. Zabierzcie wózek, nosidło, chustę, hulajnogę czy jakąkolwiek rzecz, za pomocą której dziecko lubi sie przemieszczać
Wynajem samochodu jest wygodną opcją, ale są miejsca, gdzie nie da się wjechać, i trzeba chodzić, także warto odpowiednio się do tego przygotować. Na naszym wyjeździe do Santorini, Wiednia i Bratysławy mieliśmy ukochaną hulajnogę Lilki – Micro i sprawdziła się świetnie, rzecz oczywista dla mniejszych dzieci wybierzcie środki transportu dostosowane do wieku. Wcześniej zawsze mieliśmy ze sobą spacerówkę, ze względu na wyjazdy zwracałam uwagę przy kupowaniu żeby była duża i wygodna, ale i kompaktowa, rozkładała się do pozycji leżącej i miała dużą budkę. Pod ręką miałam też kocyk i poduszkę, osłonę przeciwdeszczową i z takim wyposażeniem czułam się bezpiecznie w każdej sytuacji, bo kiedy Lilę dopadało zmęczenie po prostu drzemała w wózku, a my mogliśmy iść dalej. Wózek mieliśmy nawet na Malediwach co dziś wydaje mi się trochę zabawne, ale wierzcie mi lub nie, też się przydał, bo my mogliśmy sobie spacerować wieczorem plażą dookoła wyspy podczas gdy nasza wtedy trzylatka sobie spała. Poza tym Malediwy to był ostatni punkt na trasie, po wcześniejszym pobycie w kilku miastach, więc wózek musieliśmy i tak wziąć siłą rzeczy.
Poniżej ilustracje znanych mi sposobów przemieszczania się z dzieckiem (nie licząc samochodu), z których najpopularniesze to oczywiście na barana albo niesienie na rękach i w pewnym momencie zwiedzania jest pewne jak to, że po dniu nastaje noc, że umęczony maluch wyląduje u was na rękach albo na karku 🙂






7. Zwiedzanie naprzemienne
Wycieczki to czas, który chcemy spędzać wspólnie, jednak czasem zdarzają się miejsca, które wy bardzo chcecie zobaczyć a niekoniecznie jest to marzeniem waszego dziecka, szczególnie gdy jest małe i skłonne do robienia scen z piekła rodem. Naszym sprawdzonym sposobem jest po prostu rozdzielenie się: najpierw jedna osoba sobie spokojnie zwiedza a druga zostaje z dzieckiem w hotelu lub w miejscu, w którym dziecko akurat pragnie być, i potem zmiana. Wszyscy na tym zyskują, uwierzcie mi. Wiem, że są ludzie, którzy nie lubią za bardzo zwiedzać sami, ale mi to akurat nie przeszkadza, a czasem wprost przeciwnie, marzę o chwili samotności 🙂
8. Wyluzujcie się i postawcie na spontan
A może po prostu lepiej wyrzucić plan do kosza, by nie wywoływał presji i chodzić niespiesznie gdzie nogi poniosą? Zdecydowanie muszę ten punkt wcielić w życie następnym razem:)
Na koniec jeszcze trochę naszych zdjęć z miast:


Budapeszt 2012
Edynburg 2012
Sousse, Tunezja 2012
Muzeum El Prado, Madryt 2013
Istanbuł, 2013
Te Anau, Nowa Zelandia, 2014
Sydney 2014
Dubaj 2015
Oia, niedaleko Santorini, 2015
Temat dla mnie na czasie – właśnie wróciliśmy z naszej pierwszej wyprawy z naszym prawie 8 miesięcznym brzdącem. Bardzo fajne rady!
PolubieniePolubione przez 1 osoba